Teczki skórzane zalicza się do niezbędnych elementów każdego eleganckiego mężczyzny. Szczególnego znaczenia nabiera ta sprawa w wypadku biznesmena. Dlaczego warto zainwestować w tego rodzaju dodatek? Czym się kierować przy jego wyborze? Z czym go połączyć i w jakiej stylizacji sprawdzi się najlepiej? Praktyczny rekwizyt dawna teczka męska ze skóry jest kojarzona z osobą szykowną i mającą świadomość swojej wartości. Przy jej wyborze należy zwracać uwagę na to, by była wykonana z najlepszych materiałów. Ma to szczególne znaczenie podczas promocji. Może się wówczas okazać, że przecena dotyczy jedynie towarów gorszej jakości. Trzeba przy tym pamiętać, że teczka musi prezentować się nienagannie, ale również stanowić uzupełnienie i ozdobę garderoby. Poza tym jej rolą jest przechowywanie i organizacja niezbędnych przyborów, które musimy mieć zawsze przy sobie. Powinno się znaleźć w niej miejsce na tablet, telefon, karty kredytowe, klucze, wizytówki i inne ważne dla nas akcesoria. Jeśli do kompletu mamy pasek, to ułatwi on nam noszenie teczki męskiej w różnych sytuacjach. Elegancki dodatek Teczka ze skóry zawsze powinna podkreślać męską stylizację. Musi być przy tym elegancka, dodawać gracji i powagi. Poza tym jej funkcjonalność powinna pozwalać na przechowywanie dokumentów, notatników i innych drobiazgów biznesowych. Choć zazwyczaj teczka męska kojarzy się z ludźmi sukcesu, to trzeba pamiętać, że nadaje się nie tylko do garnituru. Można jej używać także do strojów casualowych i cieszyć się elegancją stylizacji. Świetnie się będzie komponować z koszulą, T-shirtem i dżinsami. Szczególnie klimat miejski będzie się do tego nadawał. Styl retro też pasuje do teczki męskiej. W takiej sytuacji trzeba poszukać produktu o nietuzinkowym designie, który będzie się odznaczał oryginalnością. Kompozycje klasyczne Wśród miłośników teczek męskich jest sporo osób, które uwielbiają klasykę pod tym względem. Chodzi o takie dobranie tego elementu, by pasował kolorystycznie j materiałowo do paska spodni, obuwia oraz paska do zegarka. Zachowując taką harmonię, zawsze będziemy wyglądali stylowo. Przełamanie w tej kwestii można uzyskać poprzez dodanie kolorowych skarpet czy też kontrastowej poszetki. Jeżeli jednak często zmieniamy kolor obuwia, to dobrym rozwiązaniem może się okazać przeciwstawienie barw w stosunku do koloru teczki. Taka kreacja będzie bardziej swobodna i lepiej pasuje do okresów wiosennych i letnich. Teczka na każdą okazję Kiedy rozmyślamy o wykorzystaniu teczki skórzanej, to należy pamiętać, że pasuje ona nie tylko do osób zajmujących się biznesem czy odnoszących sukcesy. Można ją zabrać na bardziej swobodne spotkanie towarzyskie, zakupy czy randkę. Wystarczy trochę wyobraźni, by połączyć ją z elementami ubioru. Osoby, dla których teczka męska jest czymś powszednim, cieszy fakt, że tego typu produkty nigdy nie wychodzą z mody. Poza tym są uniwersalne i pasują do różnych stylizacji. Do tego są bardzo trwałe i pozwalają zabrać ze sobą wiele niezbędnych rzeczy. Sprawdzają się w różnych sytuacjach życiowych i podkreślają męskość i charakter. Zdecydowana większość z nich jest starannie wykończona i posiada przemyślaną konstrukcję.
Młodzi ludzie z działających przy domach kultury kół fotograficznych opowiadają o tym, jak widzą własne miasto i jego mieszkańców. Fotografowanie jest dla nich szkołą rozwijania wrażliwości.Czy umiemy cieszyć się z seksu? To akurat pytanie retoryczne. Tomkowi, naszemu korespondentowi z męskiego świata, zadaliśmy zupełnie inne: co Polacy robią w łóżku źle? I jeszcze jedno: z kogo powinniśmy brać przykład? Też – podobnie jak resztę redakcji – zaskoczyły mnie wyniki badań i lista najbardziej zadowolonych ze swojego życia seksualnego krajów. Bo te dotyczące wyłącznie Polski i satysfakcji z seksu, opublikowane już jakiś czas temu, były tak optymistyczne, że aż podejrzane. Zadowolenie zadeklarowało wtedy ponad 70 proc. przepytywanych osób. Niezły wynik, niejeden gorącokrwisty południowiec na pewno nam pozazdrościł. Nie miał czego, bo szczerze podejrzewam, że ta nadwyżka normy (i zwyżka formy) to niezłe oszustwo, skoro nie awansowaliśmy do dwunastki najbardziej usatysfakcjonowanych krajów (to ta nowsza lista, notowanie sprzed kilku miesięcy). Wiem, co was faktycznie interesuje. Czy ja jestem zadowolony ze swojego życia seksualnego? Nawet. Biorę pod uwagę dwa czynniki. Częstotliwość (zdarza mi się w miarę regularnie) i jakość (stosunek, nomen omen, udanych do nieudanych sytuacji jest bardzo OK). Koledzy mówią, że mają podobnie albo gorzej. Koleżanki mówią, że mają częściej gorzej niż podobnie. Nie jest najlepiej i nijak nie sumuje się to w 70-procentowe zadowolenie. To co robimy źle i kto robi dobrze? ZIMNO I PADA Jak możemy być zadowoleni z naszego życia seksualnego, skoro nie potrafimy cieszyć się życiem tak w ogóle? To też zbadano. I okazało się, że Polacy są jednym z najmniej szczęśliwych państw w Europie. Zresztą nie trzeba raportów Eurostatu, żeby to zauważyć – wystarczy wyjść na ulice. Nie, żebym sam chodził po mieście z permanentnie przyklejonym bananem, ale weź się uśmiechnij do kogoś obcego na przystanku autobusowym, a od razu pomyśli, że coś wzięłaś, ewentualnie że chcesz mu coś sprzedać. Jesteśmy krajem spiętych, naburmuszonych frustratów. Narzekanie mamy w genotypie. Wszystko nas wkurza, nic nam się nie podoba. Pogoda, praca, ludzie. Jesteśmy zmęczeni i zestresowani, a o zdrowym hedonizmie i kulturze przyjemności nikt tu nie słyszał. A seks? Albo grzech, albo wstyd. Wiem, że mocno generalizuję, bo pokolenie Tindera – czyli zdecydowanie moje – jest w tej kwestii dużo bardziej wyluzowane. Ale szybka konsumpcja – „mamy matcha i blisko mieszkasz, więc za godzinę u mnie” – też nie do końca sprzyja ogólnemu poczuciu zadowolenia (dlatego w ocenie swojej satysfakcji z życia seksualnego wziąłem pod uwagę dwa czynniki, bo sama regularność jeszcze nic nie robi). W burgerze z sieciówki – mimo że cudownie leczy kaca – też się jakoś specjalnie nie rozsmakowujesz, no nie? Polaków podobno pogrążają w łóżku lenistwo i egoizm (jestem Polakiem, nie jestem bez winy), Polki – nieśmiałość w mówieniu o tym, co je kręci. Wszystkich, niezależnie od płci – brak luzu, entuzjazmu i wyobraźni. Nie można sobie przeszczepić temperamentu (niektórzy widocznie rodzą się z wyższym libido), ale można kilka rzeczy podejrzeć u bardzo zadowolonych obcokrajowców. ROMAN POLAŃSKI WIE, CO DOBRE Szwajcaria słynie nie tylko z serów, czekolady, stoków narciarskich i systemu bankowego, którego zazdrości im pół świata. Okazuje się, że to właśnie Szwajcarzy są najbardziej zadowolonym z jakości swojego pożycia narodem. Nic dziwnego, że to tam osiadł Roman Polański, gdy chcieli go dopaść pamiętliwi Amerykanie (nawiasem mówiąc, oni też nie załapali się do szczęśliwej dwunastki). Ich sekret? Edukacja seksualna w Szwajcarii zaczyna się już w przedszkolu. W Polsce? Zależy, kiedy dzieciak dorwie się do stron porno, ewentualnie kiedy jego starsi koledzy podzielą się z nim po lekcjach magazynami dla dorosłych (wzruszam się na samo wspomnienie). Szwajcarzy są narodem świadomym, to raz. A dwa: nie lubią się nudzić i np. chętnie przyznają się do uprawiania seksu w miejscach publicznych. Nie mówię, żebyś od razu zaczęła testować parki, przymierzalnie i toalety w knajpach (może grozić mandatem), ale wyjdź raz na jakiś czas ze swojej strefy komfortu. Szukaj. Próbuj. Zabaw się. Zakładam się o wszystko, że pod kołdrą i przy zgaszonym świetle nie robiła tego nawet twoja babcia. DOLCE VITA Włosi nie tylko wylądowali na trzecim miejscu w zestawieniu najbardziej usatysfakcjonowanych seksualnie krajów, ale również zostali okrzyknięci najlepszymi kochankami na świecie. Nie wiem, co robią lepiej, ale z pewnością robią to znacznie częściej, bo większość zadeklarowała, że uprawia seks przynajmniej raz w tygodniu. Oczywiście, że częstotliwość wcale nie musi się przekładać na jakość, ale po pierwsze: trening czyni mistrza (a im pewniej czujesz się w łóżku, tym bardziej zadowolona z niego wychodzisz – kompleksy to kolejna rzecz, która robi nam megakrzywdę w sypialni), a po drugie: na pewno bardziej zadowoleni z życia są ci, którzy uprawiają seks częściej, niż ci, którzy nie uprawiają go w ogóle (albo niewiele). A do tego Włosi potrafią cieszyć się życiem jak nikt inny. Tak po prostu. Dobre jedzenie, dobre wino, dobra pogoda, dobre towarzystwo – to nie tylko daje im przewagę nad Polakami, ale również ustawia ich bezproblemowe, nonszalanckie podejście do świata. Włosi się nie przejmują i ty też powinnaś zostawiać wszystkie stresy za drzwiami sypialni (albo tej wspomnianej przymierzalni, jeśli skusi cię seks po szwajcarsku). NAMASTE Po Włochach się spodziewałem, ale Hindusi, którzy uplasowali się na miejscu ósmym, mocno mnie zaskoczyli. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że to z Indii pochodzi Kamasutra. Współcześni Hindusi wcale nie słyną z kreatywności godnej bardzo starego podręcznika z pozycjami. Nie mają czasu, żeby je wszystkie przerobić, bo – uwaga – są w łóżku sprinterami. Może na poczucie satysfakcji przekłada się właśnie to, że nie tracą zbyt wiele czasu na seks? Nie mam pojęcia, ale przy okazji tworzenia listy pytano też o średnią długość stosunku. I statystyczny Hindus załatwia sprawę w 13 minut. To i tak dłużej niż twój ostatni chłopak? Współczuję, chociaż nie ma co demonizować. Szybki numerek od czasu do czasu – wiem z doświadczenia i mówię także w imieniu byłych dziewczyn i przepytanych koleżanek – to fajne urozmaicenie. Zwłaszcza że wprowadza trochę pożądanej spontaniczności do życia seksualnego. Seks na spontanie uprawiają ludzie, którzy potrafią się nim cieszyć. Z kolei najmniej zadowoleni są na pewno ci, którzy zawsze robią tak samo. Dlatego czasem próbuj po hindusku, czasem po szwajcarsku, zawsze z włoskim podejściem, ale raczej nigdy po polsku.
Audiobook, John Gray – „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus” – KLIK po audiobook taniaksiazka.pl . Kurs warty polecenia: Jak znaleźć miłość, LifeArchitect – klik po kurs lifearchitect.pl . Poniższe grafiki pochodzą z książki wyżej wymienionej „Dlaczego..” Pease: Mózg Kobiety 🙂 Mózg Mężczyzny 😉
Międzynarodowy Dzień Teatru toczył się w tym roku z niezbyt licznym udziałem aktorów. Nagrodom marszałka asystowali w przeważającej mierze urzędnicy, a nie artyści. W Gdyni w Teatrze Muzycznym aktorów świętujących rozdanie nagród prezydenta miasta też nie było wielu. Ale przy okazji studenci IV roku Studium Wokalno-Aktorskiego im. Danuty Baduszkowej zagrali dyplom. I to było święto. Pracę młodych zdolnych ludzi przyjechał oceniać Adam Ferency - aktor z wielka klasą i powściągliwością. Z uwagą śledził przedstawienie "Męski punkt widzenia" na motywach powieści Charlesa Bukowskiego "Szmira". Dramatyczne widowisko wg tego tekstu zbudował bardzo udanie Dariusz Siastacz - aktor Teatru Miejskiego w Gdyni, znakomity wykonawca monodramów, aktor śpiewający - słyszący i czujący. On też wyreżyserował "Męski punkt widzenia", wyciskając z adeptów studia dosłownie ostatnie poty. Bo jest to spektakl udany, w którym młodzi artyści wiedzą, co to jest scena, tekst, co to są relacje między bohaterami sztuki. Wiedzą też jak eksponować uczucia, choć może nie do końca są świadomi drzemiących w nich możliwości. Zdecydowanie w przedstawieniu jeszcze mniej "teatralnie rozbudzone" są panie. Obnoszą urodę i pewien styl dzięki pomysłowym kostiumom Elżbiety Mrozińskiej, a zapominają jeszcze niestety o kreowanych postaciach. Z pewnościBilety na koncert Jolly Roger, Męski Punkt Widzenia, Zrefowani w Łodzi - Keja Pub - 14.10.2023. Zapisz się do informatora i nie przegap koncertu. Jolly Roger, Męski Punkt Widzenia, Zrefowani w Łodzi - 14.10.2023 - bilety Trzeba być twardzielem, żeby przebiec maraton. A co dopiero powiedzieć, kiedy przychodzi biec z dziesięcioma kilogramami kociego żwirku na plecach? Z podporucznikiem Straży Granicznej Piotrem Kalinowskim rozmawia Andrzej Mielnicki. — W tegorocznym XVI Maratonie Komandosa w Lublińcu okazał się pan najszybszy wśród startujących tam funkcjonariuszy Straży Granicznej. Taki z pana twardziel? — Czy twardziel? Nie, po prostu lubię sobie stawiać wyzwania. I dążyć do celu. To był mój już trzeci start w tym maratonie i jak do tej pory najlepszy. — Gratuluję, ale przyzna pan, że trzeba być twardzielem, żeby przebiec 42 kilometry i to z 10-kilogarmowym obciążeniem na plecach? Można paść na zawał. — Na pewno jest to wyzwanie, jest to obciążenie, ale trzeba się też do takiego startu odpowiednio przygotować. Odpowiednio wcześniej zacząć treningi. W takich biegach dużą rolę odgrywa psychika, może nawet większą niż samo przygotowanie fizyczne. Bo jeśli organizm mówi, że mam już dosyć, już nie chce, to mimo wszystko głowa podpowiada: dasz radę. I to jest taka walka podczas biegu: dasz radę czy nie dasz. — Ale to jest maraton inny od wszystkich, chociażby nie biegniecie w szortach i adidasach, a w pełnym umundurowaniu. — Na pewno mundur polowy, buty wojskowe, gdzie regulamin maratonu określa, że cholewki muszą mieć co najmniej 18 centymetrów wysokości, jest to spore utrudnienie. Przed biegiem zresztą sędziowie dokładnie sprawdzają ubiór, jak coś jest nie tak, to trzeba to poprawić.— Chyba jednak największym wyzwaniem jest ten 10-kilogarmowy plecak, który dźwigacie na plecach podczas biegu. Co jest w środku cegły, hantle? — Ja mam w plecaku żwirek dla kota. — Rozumiem, że jest pan miłośnikiem kotów? — Nie dlatego. Żwirek jest elastyczny, fajnie dopasowuje się do kształtu pleców podczas biegu. Nie powoduje obtarć, choć są zawodnicy, którzy mają w plecakach rzeczywiście ciężarki z siłowni. Inni znowu stawiają na książki i czasopisma owinięte w folię. Nieważne, kto co ma w plecaku, ale plecak musi ważyć minimum 10 kilogramów. Zarówno na starcie, jak i na mecie, plecak jest ważony.— No tak, to nie da się odchudzić nieco plecaka po drodze. Czy jest jakiś limit czasu, w którym trzeba przebiec Maraton Komandosa? — Siedem godzin, z tym że na półmetku to musi być 3 godziny i 20 minut. I zwykle zawodnicy mieszczą się w tych limitach. — To nie jest zwykły maraton, to bieg dla żołnierzy, funkcjonariuszy służb mundurowych. — Dokładnie tak, ale startują też cywile, którzy lubią takie wyzwania.— Powiedział pan, że liczy się psychika, ale też ważna jest kondycja. Jak pan przygotowuje się do takiego maratonu? Jak wygląda pana trening? — Biegam, chodzę na siłownię. Ponadto jestem członkiem bartoszyckiej grupy biegowej i zawsze we czwartki spotykamy się na stadionie miejskim w Bartoszycach. Naszym terenem jest Mirosław Figat. Maraton Komandosa jest zawsze rozgrywany w ostatnią sobotę listopada, dlatego już od początku września biegam w mundurze, z plecakiem. Powoli przyzwyczajam organizm do tak dużego wysiłku. — Nie biorą pana za żołnierza, który biegnie na alarm do jednostki? — Tam, gdzie biegam, dobrze już mnie znają. Przyzwyczaili się już do mego widoku.— Kto biega, ten wie, że podczas biegu przychodzi moment, że człowiek ma już wszystkiego serdecznie dosyć i najchętniej zszedłby z trasy. — Po trzydziestym kilometrze czuje się już ten ciężar, wysiłek. Czasem zdarzy się tzw. ściana u biegaczy. Dlatego trzeba równo rozłożyć siły. W tym roku udało mi się to zrobić bardzo dobrze, bo dwa okrążenia, które składają się na maraton, pokonałem w podobnym czasie, różnica wyniosła ok. 10 minut. Można więc powiedzieć, że biegłem równym tempem. Nie było jakiegoś kryzysu.— Buty wojskowe to nie adidasy. Człowiek nie ma bąbli, obtarć? — Nie, to kwestia doboru obuwia, odpowiedniej skarpety. Noga musi się przyzwyczaić do buta.— Słowem trzeba wrosnąć w ten but. Pan już długo tych żołnierskich butach? — W Straży Granicznej służę od 2004 roku. Od najmłodszych lat pociągał mnie mundur, może dlatego, że ojciec był policjantem, a brat żołnierzem. A więc na tej decyzji zaważyły po części i zamiłowanie do munduru, i tradycje rodzinne.— Pana czas na maratonie to 4 godz. 35 min. i 4 sekundy. Dla mnie szacun, ale byli od pana szybsi, i to nawet jedna kobieta, Patrycja Bereznowska. Na pana usprawiedliwienie, z nią przegrać, to żaden wstyd. To najlepsza ultramaratonka na świecie. W dwie doby przebiegła 401 kilometrów. — Mistrzyni świata, wielka klasa. Biegła już któryś raz z rzędu w Maratonie Komandosa. Wielki szacun dla niej, ale też pani Patrycja zawodowo zajmuje się bieganiem. — A pan biega po pracy. — Bieganie to moja pasja, odskocznia od rzeczywistości, możliwość odreagowania od problemów dnia codziennego.— Czy bieganie jest dla każdego? — Tak by się wydawało, ale są osoby, które próbowały biegać, ale po pewnym czasie dawały sobie z tym spokój. To po prostu trzeba lubić, trzeba to pokochać. A bieganie wciąga, uzależnia, ale tak pozytywnie. Wystarczy, że przez jakiś czas nie biegam, to już mnie nosi po domu. Żona wtedy żartuje, to idź i sobie pobiegaj. Wracam jak nowo narodzony. — To ile to musi być tych kilometrów w nogach, żeby pan usiedział spokojnie w fotelu? — Zwykle są to 3-4 treningi w tygodniu, a dystans — 60-70 kilometrów. Nie jest to może dużo, ale dla mnie wystarczy, żeby przygotować się do „Komandosa” czy innych biegów.— Zimą też pan biega? — Nie ma złej pogody na bieganie, chyba że nie ma chęci. Najważniejsze wyjść na trening. Czytaj e-wydanie Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Roczna prenumerata e-wydania tylko 199 w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>
O firmie. Firma "Męski Punkt Widzenia Daniel Guściara" figuruje w rejestrze gospodarczym pod Numerem Identyfikacji Podatkowej: 7692070769. Firma ma numer REGON: 521119350. Siedziba firmy mieści się w miejscowości Piotrków Trybunalski w województwie łódzkim.TFg6pLR.